Tsunami na Bałtyku i inne ciekawostki o Morzu Bałtyckim

Tsunami na Bałtyku i inne ciekawostki o Morzu Bałtyckim Dla wielu z nas myśl o wakacjach, urlopie od pracy i codziennej rutyny jest równoznaczna z myślą o morzu, a szczególnie o Morzu Bałtyckim. Nie ma w tym kompletnie nic dziwnego ani zaskakującego. Polskie wybrzeże to typowa wakacyjna destynacja, wybierana zarówno przez Polaków jak i obcokrajowców. Szerokie, piaszczyste plaże od dziesięcioleci skupiają miłośników wodnych kąpieli i relaksu przy szumie morskich fal. Co więcej, niemal każdy z nas posiada sentyment do miejsc znanych z dzieciństwa, a wypoczynek nad Morzem Bałtyckim stanowi kwintesencję dziecięcych kolonii lub wczasów z rodziną.

Jednak, jeśli wydaje Ci się, że wiesz wszystko o jedynym morzu, do którego dostęp ma Polska, jesteś w głębokim błędzie. Morze Bałtyckie bez wątpienia może uchodzić za jedno z najciekawszych obiektów na świecie. Nie wierzysz? Przekonaj się sam!

Tsunami na Bałtyku

Fala tsunami, według definicji, to ogromna fala oceaniczna o niszczycielskiej sile, wywołana przez trzęsienie ziemi, podwodne osuwisko, wybuch wulkanu lub upadek meteorytu. Jednak na myśl o tym zjawisku przychodzą do głowy głównie tereny Morza Indyjskiego albo okolic Japonii. W przypadku wystąpienia fali tego typu w tamtych częściach świata, nie bylibyśmy szczególnie zaskoczeni. Ale tsunami na Morzu Bałtyckim brzmi nieprawdopodobnie, a wręcz irracjonalnie. A jednak naprawdę się wydarzyło.

Archiwalne zapiski przetłumaczone przez Mariana Czernera mówią o tragedii, która miała miejsce prawdopodobnie 16 września 1497 roku w okolicach Darłówka. Tego dnia zerwał się ogromny sztorm, który wywołał powódź. Kronikarze nazwali to zjawisko „niedźwiedziem morskim”, gdyż morze wydawało odgłosy przypominające im warczenie niedźwiedzia.

Katastrofa doprowadziła do paraliżu handlu. Nabrzeża portowe zostały zdewastowane, statki zniszczone albo wyrzucone w głąb lądu. Miasto było w ruinie. Po ustąpieniu wody spichlerze miejskie były w bardzo złym stanie. Większość zgromadzonej żywności nie była zdatna do spożycia.

Natomiast, dopiero kilka lat temu, polscy naukowcy udowodnili, że faktyczną przyczyną kataklizmu była fala tsunami. Doktor Piotrowski naukowiec Pomorskiego Oddziału Państwowego Instytutu Geologicznego w Szczecinie powiedział, że na Wybrzeżu Trzebiatowskim, czyli w okolicach Mrzeżyna, Rogowa i Dziwnowa, odnaleziono dwie warstwy piasku, których uziarnienie jest charakterystyczne dla pozostałości po fali tsunami. Warstwa ma grubość ok. 10cm i sięga 1400m w głąb lądu. Informacja ta sugeruje, że tsunami przeszło przez całe wybrzeże, a nie tylko w okolicach Darłówka.

Co więcej, odkryto dwie warstwy, każdą z innego okresu. Wiek pierwszej pokrywa się z odnalezionymi kronikami, natomiast badania radiowęglem wiek płytszej z nich oszacowano na połowę XVIII w. W tym miejscu trzeba wspomnieć o kolejnych zapiskach autorstwa L. W. Brueggemanna. Mężczyzna opisuje skutki podwodnej burzy z dnia trzeciego kwietnia 1757r. w pobliżu Trzebiatowa nad Regą. Wtedy również użyto określenia „niedźwiedź morski”.

Niestety nie jest znana geneza powstania tego zjawiska na wodach Morza Bałtyckiego. Badacze z Estonii podejrzewają, że historyczne fale to tzw. meteotsunami, czyli takie wywołane specyficznym układem ciśnień. Mówi się również o możliwości wystąpienia trzęsienia ziemi. Na dzień dzisiejszy odrzuca się jedynie hipotezę dotyczącą upadku meteorytu. Naukowcy twierdzą, że tak znamienne wydarzenie znalazłoby się w zapiskach kronikarzy, a takich nie odnaleziono.

Najsłodsze morze świata

Ta informacja z pewnością będzie dla wielu nie małym zaskoczeniem. Przecież, ktokolwiek, kto przypadkiem napije się choćby kropli morskiej wody podczas kąpieli w Bałtyku, automatycznie przybiera grymas na twarzy, z powodu ostrego, słonego smaku. Skąd w takim razie stwierdzenie, że jest ono najsłodszym morzem na świecie?

Odpowiedź jest prosta: Morze Bałtyckie jest słone, ale w porównaniu z innymi morzami i oceanami ma najmniejsze stężenie soli. Dla porównania zasolenie dla Morza Czarnego wynosi od 18,7 do 22,5 promili, dla Oceanu Atlantyckiego to 33-37 promili, w Morzu Martwym stężenie soli dochodzi do 260 promili, a wartość dla Bałtyku to zaledwie 7 promili.

Jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy? Morze Bałtyckie jest zaklasyfikowane do grona mórz śródlądowych, co oznacza, że prawie z każdej strony otoczone jest lądem. Wymiana wód z oceanem jest niewielka, ponieważ następuje tylko i wyłącznie przez wąskie, duńskie cieśniny. Co więcej, Bałtyk stanowi ujście około 260 rzek. Wpływająca z nich słodka woda obniża znacząco poziom zasolenia Morza Bałtyckiego.

Pytanie brzmi, czy tak małe stężenie soli jest zaletą czy wadą? Dla organizmów morskich zdecydowanie wadą. Osobniki przystosowane do życia w wodach o znacznie większym zasoleniu mają trudności z asymilacją do tak niespotykanego środowiska. Znaczna część gatunków poradziła sobie z problemem poprzez zmniejszenie swoich rozmiarów. Tą różnicę może zaobserwować niemal każdy z nas. Mule, owoce morza uznawane za jedne z najbardziej wykwintnych produktów, nie są pozyskiwane z Morza Bałtyckiego w ogóle. Powodem nie jest całkowity brak tych organizmów w wodach Bałtyku, ale ich rozmiar. Na polskich plażach nie raz można spotkać czarne muszelki po omułkach. Nie dorównują one jednak wielkością tych znanych nam z restauracji czy sklepów. Rozmiar po prostu nie spełnia kulinarnych wymogów.

Wyspy pełne niespodzianek

Nikogo już nie dziwi, kiedy ktoś wybiera się na urlop na jedną wysp Morza Śródziemnego. Greckie, hiszpańskie czy włoskie wyspy to stały element ofert biur podróży. Natomiast wyspy Morza Bałtyckiego wciąż nie należą do turystycznej czołówki, pomimo ich niesamowitych walorów.

Szwedzka Olandia jest rajem dla osób zakochanych w krajobrazach rodem z powieści Tolkiena. Określa się ją magiczną wyspą, gdyż krajobraz ma rzeczywiście baśniowy. Kamienne kręgi, kamienie runiczne czy Puszcza Trolli, czyli „zaczarowany las”, pełen fantazyjnie ukształtowanych drzew, brzmią jak scenografia wyjęta z filmu o tematyce fantasy. Olandia to także wysokie klify, piękne, szerokie, piaszczyste plaże, a także tereny wiejskie wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Miłośnicy historii i sztuki powinni obrać za cel niemiecką wyspę Rugię. To właśnie tam kiedyś toczyło się ekstrawaganckie życie celebrytów i polityków, jakim był np. Otto von Bismarck. Dzisiaj można podziwiać eleganckie rezydencje i hotele i poczuć się jak arystokrata. Rugia, dzięki swoim kredowych klifom stała się inspiracją artystów. Znany na całym świecie malarz Caspar David Friedrich uwiecznił wyspę na swoim dziele o tytule „Skały kredowe na Rugii”.

Na szczególną uwagę zasługuje maleńka wyspa Märket należąca do archipelagu Wysp Alandzkich. Jej powierzchnia wynosi zaledwie 0,03km2! Rzeczą wyróżniającą wyspę ponad inne, jest fakt, że pomimo swojej skromnej wielkości, jest podzielona pomiędzy dwa kraje: Finlandię i Szwecję. Obowiązują tam dwie strefy czasowe, co na pewno stanowiłoby ogromny kłopot dla mieszkańców, ale…wyspa jest niezamieszkana. Jedynymi budynkami wzniesionymi na Märket są: agregat prądotwórczy, latarnia morska z 1885r. oraz budynki warsztatowe.

Zaginione miasto

Motyw tajemniczego, zaginionego miasta często pojawia się w książkach lub filmach przygodowych. Ale są dowody na to, że na wybrzeżu Bałtyku naprawdę istniało kiedyś miasto, którego już nie ma.

Wineta, tak według kronik i roczników nazywało się zaginione miasto. Źródła umieszczają je u ujścia Odry, a niektórzy przypuszczają, że mogło znajdować się na północnej części wyspy Wolin. Nowożytni kronikarze: Adam z Bremy i Helmond z Bozowa nazywają Winetę największym miastem ich czasów. Podobno była arcybogatym ośrodkiem handlu, skupiskiem około 40 000, a nawet 60 000 mieszkańców różnych narodowości. W 830r. miał miejsce upadek miasta, ale żadne znane źródło nie tłumaczy jego przyczyny.

Przez kolejne lata powstało wiele legend dotyczących miasta. Najczęściej poruszaną kwestią jest jego zaginięcie. Mity opowiadają o zalaniu miasta, mające stanowić karę za przewinienia mieszkańców. Ruiny miałyby się wyłaniać od czasu do czasu ponad morską toń. Ten fragment historii brzmi prawdopodobnie, gdyż stan wód morskich się zmienia. Rezultatem jego wzrostu mogło być pochłonięcie miasta przez Morze Bałtyckie.

Inne legendy opowiadają o rażącej rozwiązłości ludności Winety. Mieliby żyć luksusowa i bez jakichkolwiek barier moralnych. Dlatego spotkała ich kara za grzeszne życie.

Co ciekawe, zachowała się mapa przedstawiająca układ miasta. Rozwój terytorialny i lokalizacja, a co za tym idzie stałe podmywanie wybrzeża, zmusiło dawnych architektów do budowy metropolii na palach albo naśladując rozwiązania weneckie. Z tego powodu słowiańskie, zaginione miasto określane jest mianem „północnej Wenecji”.

Most nad Sundem

Podwieszany most drogowo – kolejowy uważany za jeden z najdłuższych mostów świata. Rozciąga się nad szwedzką cieśniną Sund, należącą do Morza Bałtyckiego. Łączy stolicę Danii – Kopenhagę ze szwedzkim miastem Malmö.

Cała przeprawa nad Sundem jest trzyetapowa. Zalicza się do niej most o długości 7845m, sztuczna wyspa Peberhom rozciągająca się na 4050m oraz tunel długi na 3510m.

Pierwotna koncepcja powstania mostu powstała już w połowie lat trzydziestych XXw., ale finalnie konstrukcja została oddana do użytku pierwszego lipca 2000r.. Data ta zapisała się na łamach historii nie tylko dlatego, że otwarto wspaniałe dzieło architektoniczne, ale przede wszystkim z powodu pozytywnego wpływu na rozwój gospodarki duńsko – szwedzkiego regionu Skanii. Tamtejszy okręg przemysłowy dostarcza niemal dwadzieścia procent łącznego produktu krajowego brutto Danii i Szwecji. Ale dopiero po wybudowaniu mostu, pracownicy z obydwu krajów zyskali swobodę przemieszczanie się, co znaczącą poprawiło ich komfort życia. Dodatkowo inwestycja zachęciła korporacje do inwestycji oraz otwarcia przedstawicielstw w okolicy mostu.

Prawdziwą sławę obiekt zyskał po wyemitowaniu serialowego hitu „Most nad Sundem”. Wierni fani produkcji ze Skandynawii, ale i z całej Europy, z chęcią planują swoje podróże, tak aby choć raz przejechać przez sławny most. Zapierająca dech w piersiach sceneria wynagradza nawet najdłuższą podróż.

Świat wokół nas jest pełen niespodzianek. Nie ma potrzeby podróży na drugi koniec świata, aby zobaczyć albo dowiedzieć się czegoś pasjonującego. Zdecydowanie zbyt rzadko dostrzegamy walory miejsc, które są nam znajome. Właśnie tak jest z Morzem Bałtyckim, pozornie dobrze nam znane, ale w rzeczywistości mało kto odkrył je naprawdę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści