Krótka historia jachtingu część V – Marek Szurawski

Krótka historia jachtingu (5)
czyli jak żeglowanie stawało się sportem i przyjemnością.

 

Żeglowanie rekreacyjne i turystyczne.

Czy spałeś już kiedyś na pokładzie pod rozgwieżdżonym niebem? W zapachu ciepłej, wilgotnej nocy? Otulony pluskiem fali za burtą, czując powolny rozkołys wodnej przestrzeni? Spędziłeś wieczór na pokładzie przy dźwiękach gitary, koncertiny i żeglarskiej pieśni? Wypoczywałeś w pełni bez poczucia winy? Oglądałeś tęczę zawieszoną w wodnym pyle, lecącym z odkosu fali dziobowej? Gadałeś ze sobą w samotności nocnej wachty,  znajdując rzeczywiste proporcje i miejsce dla swoich lądowych spraw i siebie samego? Czułeś emocje odkrywcy przy zbliżaniu się do lądu, na którym jeszcze nie byłeś? Dumę z siebie samego, że odważyłeś się  pójść za marzeniem i  podołać wyzwaniu? Wykazać się wiedzą, wytrwałością i odpornością na trudy i wyzwania, które zawsze niesie ze sobą morze – „very hard master”?

 

Kto wie, może odpowiedzi na te pytania, płynące z osobistych doświadczeń i głęboko poruszających emocji i odczuć stały się powodem narastającej popularności „żeglarstwa swobodnego” – aktywnego wypoczynku pod żaglem, dla przyjemności i bez pospiechu. Tam gdzie chcemy i jak chcemy, na jachtach bezpiecznych (nie koniecznie szybkich) i zapewniających przynajmniej minimum wygód (a niekiedy w luksusie, jak w pływającym hotelu).

 

W latach przed I. wojną światową cruising (bo tak ten rodzaj żeglowania nazwali Anglicy) uprawiano na przystosowanych do żeglugi turystycznej kutrach rybackich lub żaglowych statkach  pilotowych, których mocne, wytrzymałe kadłuby pozwalały na  żeglowanie na każdej wodzie i praktycznie w każdych warunkach. Udowodnili to swoimi spektakularnymi rejsami dookoła świata, przecierając ślady innym,  tacy żeglarze, jak Joshua Slocum na jachcie Spray (w latach 1895-98)  i John Voss na jachcie Tilikum (1901-04). Oba jachty były niewielkie – Spray  miał 11 metrów długości i wyporność 9 ton, Tilikum –  jeszcze mniejszy (przypominał „wydrążone canoe” z czerwonego cedru, chociaż z kabiną i trzema masztami) –  miał wyporność nie przekraczającą jednej czwartej tonażu Spraya. Co równie ciekawe, obaj żeglarze zrealizowali swoje podróże bez nowoczesnego wyposażenia i oprzyrządowania, którym dysponują współcześni entuzjaści żeglarstwa. Samoster, radionamiernik, UKF, GPS, dokładne mapy, tablice nawigacyjne, silniki, generatory, radar, nowoczesne sztormiaki, kamizelki, środki konserwujące żywność, nie mówiąc o pieniądzach sponsorów – to wszystko kryła odległa przyszłość w czasach, kiedy Slocum i Voss ruszali w swoje rejsy. Dla początków sportowej żeglugi turystycznej ważne okazały się również rejsy (i ich barwne opisy w wydaniach książkowych) takich żeglarzy – autorów jak E.Knight (pływał po Bałtyku w 9-metrowej szalupie z żaglem) i R McMullen (penetrował na małych jachtach wody okalające Wyspy Brytyjskie). Ich dwie klasyczne już książki: Small Boat Sailing on Sea and River i Down Channel and Orion (or How I Came to Sail Alone in a 19-ton Yacht) zaraziły pasją morskiej przygody tysiące naśladowców, którzy uwierzyli, że nawet na bardzo małych jachtach można odbywać bezpiecznie nawet dalekie podróże.

 

Nie znaczy to, że mimo przekonujących dowodów, jak dzielne, wytrzymałe i bezpieczne mogą być małe łódki, nie budowano w tym czasie jednostek dużych, nawet bardzo dużych, chociaż w tych samych rekreacyjno-turystycznych celach . Schodziły więc ze stoczni prawdziwe cruisery – Sunbeam lorda Brassey’a – 3-masztowy szkuner bramslowo-topslowy o wyporności 532 ton odbył turystyczny rejs dookoła świata w latach 1876-7, a Valhalla lorda Crowforda, pełnorejowiec o wyporności 1490 ton miał 100-osobową, zawodową załogę na pokładzie. Nie była to jednak produkcja masowa; kilka innych podobnych jednostek o tonażu powyżej 150 ton nie przesłaniały ogólnego trendu – budujemy i pływamy na jachtach małych.

 

Marek Szurawski

cdn.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści